Był trzydziesty pierwszy grudzień, dzień w którym noc rozświetlona milionami sztucznych ogni skrzyła się nieskończenie. Leżeli spleceni na dużym małżeńskim łożu i własnymi uniesieniami zagłuszali huki petard. Piękni, młodzi, zakochani bez pamięci. On student architektury, ona studentka prawa. Osobno wojujący z codziennym systemem, razem będący od roku. Tak intensywnie jak gdyby całe swoje życie spędzili razem. Szepczący proste słowa, dyszący w miłosnej rozkoszy. Nieprzerwanie, długo, delikatnie ofiarowując sobie siebie wzajemnie. Ogień trzaskający w kaflowym piecu, na stole róża w pustej butelce po szampanie. Milejska.
Wtuleni w siebie, w pełni nadzy, bezdźwięcznie łapiący oddechy. Ona zasnęła, on czule pocałował jej pierś. Lekko przyćmiony umysł, wspomnienia same kłębiące się w głowie.. .
Parę lat temu tego dnia, o tej godzinie, przy tym niebie tracił coś co miał w życiu najcenniejszego, tracił bezpowrotnie i jeszcze o tym nie wiedział. Nie mógł wiedzieć, bo zaufał swojemu uczuciu. Ufał mu jeszcze długo, zaślepiony, nie widząc żadnych ostrzeżeń. Uczuciu powszechnie zwanym miłością. Przekonany co do słuszności swojego postępowania i błędów które popełniał, jednak nie wiedząc o tym. Pod wpływem miłości nie wie się takich rzeczy. Dawał wszystko co miał, to najlepsze i to gorsze. Opiekę, ciepło, czasem egocentryczne wymagania. Niezwykłości i zwyczajności. Dostawał złudzenia które tworzył sam, zaślepiony miłością. Wybaczał jej błędy, długo nie mógł wytłumaczyć swoich własnych. Pamięta walkę, ciągłą nieprzerwaną walkę. Przepychanie się, uczenie się porozumień. Zdobywanie kolejnych doświadczeń- tego co poza paroma zdjęciami pozostało do dziś. Przede wszystkim tych skrajnie pięknych, i tych ohydnych. Emocji miłości i nienawiści. Czasu zbudowanego na złudzeniach, naokoło gnijącej padliny. Tego też nie wiedział, bo kurtyna miłości wszystko przysłaniała. Aż do czasu gdy cała żółć wylała się sama. Kurtyna opadła, miłość rozszczepiła się i jak rozszczepiony atom zniszczyła wszelkie uczucia. Wtedy została tylko próżnia.
Parę lat temu. Teraz próżnia to uczucie tak mu obce, jak tamte wydarzenia. Teraz kiedy zasypiając ma pod bokiem kobietę, kiedy czuje ciepło jej piersi, kiedy wie, że rano obudzi się obok. Ściągając jej rude włosy z własnej szyi. Żyć spokojnie, pewnie. Żyć dialogiem. Inna jakość wcześniej nie znana jemu. Nie znana wcześniej jej Barcelona w której niedawno byli. Miłość tak naprawdę nie znana im obojgu.
A na końcu, przy cichnącym sylwestrowym niebie, z zamkniętymi powiekami zastanawiając się o jajecznicy i winie dla nich obojga.
_____________
Dedykowane. W muzyce jak w umyśle chaos, sam to muszę przesłuchać.
Wtuleni w siebie, w pełni nadzy, bezdźwięcznie łapiący oddechy. Ona zasnęła, on czule pocałował jej pierś. Lekko przyćmiony umysł, wspomnienia same kłębiące się w głowie.. .
Parę lat temu tego dnia, o tej godzinie, przy tym niebie tracił coś co miał w życiu najcenniejszego, tracił bezpowrotnie i jeszcze o tym nie wiedział. Nie mógł wiedzieć, bo zaufał swojemu uczuciu. Ufał mu jeszcze długo, zaślepiony, nie widząc żadnych ostrzeżeń. Uczuciu powszechnie zwanym miłością. Przekonany co do słuszności swojego postępowania i błędów które popełniał, jednak nie wiedząc o tym. Pod wpływem miłości nie wie się takich rzeczy. Dawał wszystko co miał, to najlepsze i to gorsze. Opiekę, ciepło, czasem egocentryczne wymagania. Niezwykłości i zwyczajności. Dostawał złudzenia które tworzył sam, zaślepiony miłością. Wybaczał jej błędy, długo nie mógł wytłumaczyć swoich własnych. Pamięta walkę, ciągłą nieprzerwaną walkę. Przepychanie się, uczenie się porozumień. Zdobywanie kolejnych doświadczeń- tego co poza paroma zdjęciami pozostało do dziś. Przede wszystkim tych skrajnie pięknych, i tych ohydnych. Emocji miłości i nienawiści. Czasu zbudowanego na złudzeniach, naokoło gnijącej padliny. Tego też nie wiedział, bo kurtyna miłości wszystko przysłaniała. Aż do czasu gdy cała żółć wylała się sama. Kurtyna opadła, miłość rozszczepiła się i jak rozszczepiony atom zniszczyła wszelkie uczucia. Wtedy została tylko próżnia.
Parę lat temu. Teraz próżnia to uczucie tak mu obce, jak tamte wydarzenia. Teraz kiedy zasypiając ma pod bokiem kobietę, kiedy czuje ciepło jej piersi, kiedy wie, że rano obudzi się obok. Ściągając jej rude włosy z własnej szyi. Żyć spokojnie, pewnie. Żyć dialogiem. Inna jakość wcześniej nie znana jemu. Nie znana wcześniej jej Barcelona w której niedawno byli. Miłość tak naprawdę nie znana im obojgu.
A na końcu, przy cichnącym sylwestrowym niebie, z zamkniętymi powiekami zastanawiając się o jajecznicy i winie dla nich obojga.
_____________
Dedykowane. W muzyce jak w umyśle chaos, sam to muszę przesłuchać.
3 komentarze:
cholera, czemu nie są rude :/
niesamowite!
ile w tym prawdy a ile kreacji...?
Prześlij komentarz