Kategorie

piątek, 23 maja 2008

Warka Strong - i nie ma mocnych.

Idę powolnym krokiem na Ołtaszyński przystanek, jedna z Ołtaszyńskich dróg. Idę , patrzę, a tu wielki worek kartofli leży sobie na ziemi. Ciemno już na dworze było, podchodze więc bliżej. Przyglądam się. I tu, czarna czapeczka Warki Strong rozwiała moją wizję kartofli. - panie , żyje pan? -mówię niepewnie- grbbblmFFFF. słyszę w odpowiedzi - myślę sobie, cholera. Zimno nie jest nie zamarznie, a na doświadczonego wojownika wygląda. Niejedno już przeżył. Niejedną już noc pod chmurką przekimał. Na jezdni też nie leży, wiec rozpędzony busior na niego nie wpadnie. Sumienie mi jednak nie pozwalają go tak zostawić.
-Gdzie pan mieszka? - pytam. Chyba usłyszał. Podnosi głowę do góry, patrzy na mnie obrzydliwie beznamietnym wzrokiem. Podnosi rękę , pokazuje palcem. - Taaaam- mówi. Myślę sobie, niedaleko stąd musi być.
-Ehhhh panie. Widzę że fajnie tak przytulonym do krawężnika się leży, ale do domu wracamy. -brak jakiejkolwiek reakcji- DO DOMU! ŻONA CZEKA!. Poskutkowało.
-hfmalee gggrA pijNNy jestEEee. -pan się nic nie martwi-odpowiadam- Dojdziemy! Krzepko mówię, bardziej wigoru dodając sobie niż jemu ,bo kawał chłopa jest jak się patrzy. Siłuje się dłuższą chwilę. I.. leżymy obydwoje. Solidarnie, jak dwóch kumpli po fachu, którym "odchodne" walnęło do głowy zanim zdążyli wrócić do domu. Wstałem. -Panie, nie zostawię tu pana ale mi pan pomóc musi! Wiem że nóżki nie bardzo, ale trochę trzeba! Znajdzie pan w sobie tą siłę!
Biorę go pod ręce. Wstaliśmy. I wydaje się człowiekowi ,że najtrudniejsze już za nami, kiedy mój nowy przyjaciel zaczyna składać się jak scyzoryk i przeciekać mi przez ręce jak wielka kałuża. Prężę się jak Pudzian, co byśmy znów na ziemi nie wylądowali. I słyszę: -paniee, tonieeeeemy! Zwatpiłem.
Ale nie! Niczym kafar, wilka bestia. Zapieram się. Panie daMY radę! I tak wspólnymi siłami przestąpiliśmy pierwszy krok. Następne szły znacznie łatwiej, jak wielka żelazna kula rozpędzamy się do przodu. -dwanaście.dwanaście!-krzyczy . Numer domu - głośno myślę. Taaaak!- on tez głośno odpowiada. Juz wiem gdzie mamy dojść.
Na sąsiedniej tabliczce figuruje liczba "2". -Pięć domów i jesteśmy! . Jednak te 300metrów było jak wynoszenie rannego żołnierza z lini frontu, spod ostrzałem nieprzyjaciela. Jak droga krzyżowa, tyle że z Jackiem, zamiast krzyża. Ale do tego lepiej nie wracajmy.. . Jacek - tak przedstawił mi się owy pan. Dowiedziałem się także że ma 52 lata. I że z chłopakami pili tylko na rozgrzanie. I naprawdę go polubiłem! Kiedy tak w myślach planowałem nasza wspólna przyszłość, doszliśmy do owej 12stki. Droga hamowania wynosiła- nie bagatela- jakieś 20 metrów. A mimo tego i tak mocno na wstecznym, cumowaliśmy do bramki. A bramka jak zasieki na poligonie- z ostrymi szpicami skierowanymi ku górze. -Zostaw! Zostaw ja się tu prześpię pod! - mówi Jacek.
-Panie tyle już przeszliśmy, do domu idziemy! -dzwonie domofonem. Przez głowę przeleciał mi pomysł ulotnienia się z miejsca, co by Jackowi większej przykrości nie robić ,iż sam wrócić nie zdołał. Ale szybko się zrehabilitowałem tym ,że "Lepszy Jacek dla żony z nieznajomym, niż nabity na płocie-ale sam" taka sytuacyjna maksymka.
Stoimy więc razem dalej. Otwiera się okno, wychyla się jakaś dość niewyraźna kobieca sylwetka.
-Czego?! - słyszę. Na co ja grobowym tonem, że - Męża przyniosłem! Widać że kobiecina przyzwyczajona, skruszona mówi że przeprasza i już schodzi. Drzwi się otwierają, Jacek przeszedł już za furtkę, i w paru długich krokach dobył futryny drzwi. Victory! pomyślałem. Grzecznie pożegnawszy się odszedłem. Słysząc cichnące odgłosy rodzinnej reprymendy adresowane do kompana mego. Dośc hmmm... ostrej reprymendy. I tak dobiegła końca nasza przelotna- acz bardzo bliska znajomość.



PS. Apeluję! Zabierajmy stopowiczów! przez 40min kiwałem na przystanku czekając na autobus i usiłując złapać stopa. Ludzie dobrej woli. Stopowicz też człowiek.



Ehhh kochanie:*

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

No ciekawa historyjka, nie odważyłbym się "zmęczonego" z ulicy podnosić. Poza tym - Warka Strong wymiata :D

Anonimowy pisze...

szaman bohaterze ;*

Anonimowy pisze...

historyjka mnie poruszyla, a nawet rozbawiła. Przeczytałam wieksza czesc Twojego bloka. Wzbudzasz we mnie ogromny szacunek. Tak, to chyba najlepsze okreslenie. Zaluje, ze jeszcze nie mielismy okazji sie spotkac.
Ahoj podrozniku!! :*
martyna

Anonimowy pisze...

a moze nawet zamiast bloka to bloga:)