Kategorie

poniedziałek, 30 listopada 2009

Instynkt pierwotny

Zeszli z asfaltu , pod stopami zaczęły trzeszczeć wystające korzenie . Zazgrzytały pierwsze kamienie. Ostatnia lampa, jakich są tysiące przy drogach , została za plecami.

______________


Człowiek wkraczający w naturalne środowisko, początek mroźnej mi długiej nocy . Z chwilą przestąpienia pierwszego pasma drzew umysł musi przyswoić nową rzeczywistość, szczególnie kiedy styka się z nią po raz pierwszy. Las . Nieprzebrana ciemność rozjaśniania jedynie przez księżyc przebłyskujący zza gęstych cumulusów. Cienie drzew niepewnie zmieniające swoje położenie. Współczesny człowiek nieznający tej ciemnej strony przyrody zaczyna się bać. Włączają się pierwotne zmysły. Wyostrza się słuch, każdy najdrobniejszy szmer i trzask wzrasta do rozmiarów galopującego konia. Wzrok nieprzyzwyczajony do pracy w warunkach absolutnej ciemności zmusza do pracy wszystkie obszary mózgu. Cały zaktywizowany system nerwowy zaczyna pracować ponad normę. W pierwszej chwili ciężko odróżnić przeciągłe skrzypienie wyginanego mroźnym wiatrem drzewa od przeraźliwego pisku młodej kobiety. Cienie zaczynają się przemieszczać. Chwilami tak znacznie , że odnosi się wrażenie jakby wszędzie dookoła biegały tysiące małych stworzonek... .

Kiedy opada pierwsza fala podniecenia, naturalnie zaaplikowana adrenalina zaczyna działać a racjonalne myślenie powoli powraca. Człowiek wyrównuje tempo, temperatura powoli się normuje. Nieco spokojniej pokonuje się kolejne zakręty. Jednak pobudzenie umysłu pozostaje. Czujesz się nieswojo. Wrzucony do zupełnie odmiennego otoczenia, gdzie każdy kamień jest inny. Człowiek pozostawiony sam sobie w stanie takiego napięcia gotowy jest do irracjonalnych zachowań. Na szczęście nie jesteś sam. Towarzystwo drugiej osoby uspokaja, zwiększa poczucie bezpieczeństwa. Brak komitywy w połączeniu z dłuższym przebywaniem w ze wszech stron otaczającej ciemności mogło by być zgubne dla psychiki nieprzygotowanego człowieka .

Kiedy oswojony już z nowymi realiami czujesz się nieco pewniej, wdrapujesz się na kolejny poziom dziczego instynktu. Im wyżej podążasz, tym ilość wysokich, skrzypiących drzew drastycznie spada. Zaś ich miejsce poczynają zajmować rozmazane krzewy kosodrzewiny. Na widnokręgu pojawia się więcej punktów znanych tobie, co w znacznym stopniu pozwala na nowo zakotwiczyć się umysłowi i tłumaczyć zaistniałą sytuację.

Jednak im wyżej się wspinasz, tym bardziej światła księżyca -paradoksalnie- dochodzi coraz mniej. Kosodrzewina znacznie się zagęszcza, po obu stronach wąskiej ścieżki wyrastają czarne ściany igieł. Dopóki idziesz obok nich, poza nieprzyjemnym uczuciem ciągłej obecności osoby trzeciej, wszystko wydaje się być ogarniane przez umysł. W końcu jednak, po kolejnym krętym kilometrze dochodzisz do wniosku że jedyna szansa dostania się do punktu docelowego – małej drewnianej chatki ukrytej gdzieś w tej ciemności, wiedzie właśnie w dół kłującej ściany. Bez większego wyboru wchodzisz w sam środek tego, co do tej pory wzbudzało największy strach i niepewność. Od tej chwili każdy kolejny pokonany metr jest najbardziej męczącym psychicznie metrem w twoim życiu, w końcu jesteś tu po raz pierwszy. Drzewa, krzewy i cienie nie są już gdzieś tam ,obok ciebie, teraz jesteś w samym ich sercu. Blokujesz umysł na tyle ile potrafisz aby pozostać jedynie przy racjonalnych myślach. Powtarzasz sobie sprawę ,że potwory nie istnieją, że misie tak wysoko nie chadzają, a w środku nocy nikt inny poza tobą i kompanem nie będzie się tu przedzierał. Jednak to tylko blokada przed wszelkimi lękami które samoczynnie gdzieś usiłują wypłynąć.

Schodzi gęsta mgła, temperatura spada o kilka stopni. Wzmaga się niemalże arktyczny wiatr, księżyc znika zupełnie. Uczucie niepewności i taniego horroru narasta. Wszelkie pierwotne cechy które zanikały przez tysiące lat powoli odżywają. Organizm zaczyna się termicznie zabezpieczać nie wiedząc kiedy znów poczuje ciepło. Ruchy i reakcje przyspieszają, jednocześnie pozostając niezwykle mechaniczne i bezwarunkowe. Dziwny stan zupełnie nowy dla umysłu młodego człowieka. Po raz pierwszy zaczynasz myśleć ,że chciałbyś już odgrodzić się od tego wszystkiego. Chociażby cienką ścianką namiotu który niesiesz na plecach. Poczuć się pewnie i bezpiecznie. Jednak wciąż nie wiesz gdzie dokładnie masz iść. Każda strona wygląda tak samo. Wszędzie jest równie ciemno i równie zimno. Równie odpychająco i nieprzyjemnie... .

______________

Drewniana chatka sprzed niemalże dwóch wieków. Ciesząca oczy jak nic dotychczas. Odczuwasz namiastkę niepewności marynarzy od tygodni nie widzących lądu, którzy dostrzegają ptaka z gałązką w dziobie. Nie jest to ta do której mieliście dojść, jednak w tej chwili jest to bez znaczenia. Z oryginalnych elementów konstrukcji pozostały już tylko zewnętrzne belki , nie zjedzone dotychczas prze korniki. Miedziany czajnik niewiele młodszy od całej chatki gotuje wodę na ceramicznym palenisku. Cztery świece, tańczące płomieniami, płynny światłocień. Spokój . Pierwotny spokój. Zapach ognia , palonego wilgotnego dębu i sosny. Białego wina, i wypoconych godzin ciężkiego podejścia. Parę osób niepewnie zapraszających do środka... .

Brak komentarzy: