Kategorie

sobota, 22 listopada 2008

Pierwszy kamień węgielny.

"Okazuje się, że w poszukiwaniach „tej jedynej” i „księcia z bajki” istotną rolę odgrywa zjawisko kojarzenia pozytywnego wybiórczego. Oznacza to, że podświadomie dobieramy sobie osoby wyróżniające się podobnymi cechami co my, a co za tym idzie - o podobnym stopniu atrakcyjności fizycznej. Tym sposobem, nieziemsko przystojny Adonis będzie tropił nieprzyzwoicie urodziwą Afrodytę, a skromny Mirek nieśmiałą Iwonę. To dlatego przebojowe, robiące karierę zawodową kobiety nie zainteresują się romantycznym facetem o ciepłej naturze tak bardzo, jak twardo stąpającym po ziemi biznesmanem.

Innym ważnym punktem naszej eksploracji jest stosunek do Boga i wiary. Doskonale zdajemy sobie sprawę, że życie z kimś o wiele bardziej religijnym od nas może być w jakimś stopniu problematyczne i prowadzić do niechcianych konfliktów. Podobnie jak życie z kimś, dla kogo pieniądze nie grają żadnej roli, podczas gdy dla nas są kluczowym elementem, kiedy mowa o szczęściu. Taki nieproporcjonalny układ rodziłby częste nieporozumienia i w konsekwencji, sprowadził związek na manowce."

_____________

Powyższy cytat wyciągnąłem z wątpliwej jakościowo strony w sieci, z początku zastanawiając się czy warto w ogóle podejmować temat wypisany w mało wartościowym miejscu. Jednak jak serwis nazwać można internetowym brukowcem, tak tekst publikowany na jego stronach, w jakimś stopniu jest opiniotwórczy. Stąd poniższe przemyślenia.

Pierwszy akapit to wprowadzenie do treści owego tekstu, ja skupiam się na akapicie drugim.

I zadaję sobie pytanie, czy rzeczywiście stosunek do wiary i Boga lub odmienne azymuty w życiu definitywnie przekreślają szansę na związek, miłość i szczęście aż po grób? Pytanie z pozoru banalne, ale jeżeli zastanowić się głębiej... no właśnie, jak daleko można i warto się posunąć w budowaniu szczęśliwego związku? Po dłuższym zastanowieniu, dochodzę do wniosku że spłaszczenie "życia z kimś o wiele bardziej religijnym od nas" do problemu, to tak jak powiedzenie że uczucie i seks to to samo. Uzupełniające się, występujące często obok siebie ale odnoszące do zupełnie innych sfer życia. Bo czym jest związek w którym trudności i niezrozumienia traktowane są jako problemy stojące na drodze ,w drodze do szczęścia jednego z parterów? Niczym innym jak zwyczajnym egoizmem, w którym druga osoba jest tylko środkiem do osiągnięcia szczęścia.

Jeżeli będąc razem udaje się dojść do wspólnego kompromisu, obustronnie uczy się rozmawiać o problemach i wspólnie je rozwiązywać, to znaczy że uczucie może być głównym powodem łączącym ludzi. Zaś każda para walcząca o takie szczęście jest żywym tego przykładem. Bo właśnie te wspólne problemy i wspólne ich rozwiązywanie warunkują przyszłość związku i to czy rzeczywiście warto poświęcić część siebie dla drugiej, ukochanej osoby.

Osobiście uważam że tylko przez piętrzące się niedogodności i konsekwentne stawianie im czoła można naprawdę poznać partnera a idąc dalej, świadomie zdecydować o swojej, czy wspólnej przyszłości. Niejaki Serafin powiedział że "Człowieka naprawdę poznać można tylko w walce". I rzeczywiście tak jest. Te najmniejsze wspólne sukcesy warunkować będą to czy będziemy czuli się bezpiecznie będąc razem za pięć, dziesięć czy dwadzieścia lat. Oczywistym jest ,że z odmiennymi charakterami i światopoglądami trudno jest budować wspólne fundamenty, kiedy jedno z nas patrzy w prawo drugie zaś w lewo, wbijając pierwszy kamień węgielny*. Ale dla wspólnego szczęścia i dla miłości warto walczyć z własnymi słabościami śmiało konfrontując je z tym co za oknem. Jeżeli okaże się ,że nie potrafimy, no cóż, w przyszłości nie będziemy cierpieć ani cierpienia zadawać. Jeśli jednak uda się wspólnie podocierać i łączyć cele każdego dnia, wtedy możemy mieć pewność że to o co walczymy warte jest zachodu. W końcu nikt nie mówił że droga do szczęścia jest łatwa i prosta.

___

*(wystarczy spojżeć na tych którzy razem budują Polskę spoglądając z sejmowej mównicy to w lewo, to w prawo)

_____________

Brooklińska idealnie pasuje do tematu. A do tego w bonusie Puzon i trochę Santany, dziś klasyka.

3 komentarze:

blu pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Anonimowy pisze...

eluvium - reciting the airships
- geniusz.

Anonimowy pisze...

Nieporozumienia w zwiazku sa jak jasien. Smutne depresyjne przeziebiajace jednym slowem wkurwiajace. z ta roznica ze mamy pewnosc -jesien bedzie co roku a problemow w skutek porozumien i docierania sie powinno byc coraz mniej. i dopoki nie mamy czterech jesieni w roku to warto jeszcze ustepowac. warto by ujrzec kwiecien czerwiec maj. A co do Boga to gdy bedzie zgoda to i Bog reke poda